Afryka

Egipt – czy na pewno zimowy kierunek idealny?

To będzie chyba najbardziej szczery i osobisty wpis na blogu. Byliśmy rok temu w sieci Pickalbatros – uważam, że był to udany wyjazd. W tym roku w styczniu ponownie wybraliśmy się do Egiptu, jeszcze większą grupą – pojechaliśmy bowiem w niemal 30 osób. Wiemy, czego spodziewać się po Egipcie, znamy kulturę i różnicę między europejskimi resortami. Ale od początku… wyjazd do Egiptu zakupiliśmy tradycyjnie w biurze podróży El Mundo (sam hotel) i osobno loty przez EasyJet. Była to najbardziej atrakcyjna opcja cenowo (za 2+2 zapłaciliśmy niecałe 2000 EUR za część Palace na 9 nocy). Lot z Berlina, dla takiej grupy zamówiliśmy transfer w FollowMe, a transfer z lotniska do hotelu w lokalnej firmie. Szybki meldunek (poszedł bardzo sprawnie przy takiej liczbie gości) i rozdanie pokoi. Dostaliśmy pokoje trochę rozrzucone po hotelu – nasz 5321 – był mały po wstawieniu dostawki, uczciwie mówiąc nie był to standard, jakiego się spodziewaliśmy. Po kontakcie z managerem udało nam się dostać super villę – i tu nie mogę praktycznie złego słowa powiedzieć. Villa składała się z 6 pokoi, każdy z nich miał jacuzzi w pokoju, nasz nawet saunę. Totalny kosmos – dwa baseny do wyłącznego użytku, piękny wystrój. Coś podobnego mieliśmy w Joy Island na Malediwach.

Hotel – ogromny – Sands, Oasis, Palace. Korzystać można ze wszystkich będąc w Palace, odwrotnie wyłączone są restauracje. Czy warto dopłacać do Palace? Według mnie tak. Jest spokojniej, mniej ludzi i restauracja Olive zdecydowanie jest najlepszą z tych w hotelu. No właśnie:

Wyżywienie – Restauracja Olive miała przepyszne jedzenie – grillowane, indyjskie czy typowo egipskie. Tu jednak nie zjedzą dzieciaki przyzwyczajone do bardziej standardowego jedzenia  – nasze chodziły obok (Alfredo) na makarony, pizze, kurczaki itp. Jakość jedzenia jest plusem tego hotelu, pewnie całej sieci. Tu nie mogę narzekać, mam nawet wrażenie, że jest lepiej niż w Portofino. Moje serce skradło ukochane przeze mnie jedzenie indyjskie. Było bardzo dużo stacji life cooking, w szczególności tych grillowych, pizze z pieca i mnóstwo deserów. Mało owoców, ale za to w Alfredo wyciskane soki. Skłamałabym gdybym powiedziała, że jedzenie było średnie. Było naprawdę bardzo ok. 

Baseny – część podgrzewana (jeden w Palace, jeden w Sands) – wg mnie super i ciepła woda jak na porę zimową. Aquapark – fajny, ciepła woda – minus brak leżaków, tylko stoły i krzesła. Ilość leżaków wystarczająca, ale nie wiem jak w sezonie. Na pewno ilość leżaków na plaży jest ogromna i tu dla nikogo nie powinno zabraknąć. Plaża czysta, codziennie sprzątana, wejście do wody w częściach kamieniste, w częściach piaszczyste. Dwa pomosty, z kamizelkami do snurkowania, płetwy do wypożyczenia za 2 dolary. Rafa.. jak w dużej części martwa, ale nie zabrakło pięknych rybek, żółwia i piękna podwodnego świata. No i delfinów ostatniego dnia!

Obsługa – chociaż bardzo nie lubię tego słowa. Personel. Sympatyczny, nienachalny, pomocny. Niestety, mają pewnie zarządzenie z góry, by gości z części Palace i Sands/Oasis traktować inaczej. Przykład? W barze przy plaży jako goście Palace dostawaliśmy napoje w plastikach na plażę lub porcelanie (przy opcji spożycia na miejscu). Natomiast kolega poszedł i jak zobaczyli opaskę Sands zmienili kubek na papierowy. Naprawdę? Po co tak dzielić gości hotelowych?

SPA – wykupiliśmy pakiety 3 x 3 masaże za 90 dolarów. Jakość jak i cena dobra. Tak po prostu 🙂

Mini Club – mogę napisać, że tragedia? Miejsce ponure, zabawki zniszczone, ogólne wrażenie kompletnie nie zachęciło do pozostania tam z dziećmi. A Hugo (prawie 5 latek) zawsze uwielbiał mini cluby i chętnie tam spędzał czas. 

Hotel jest czysty, chociaż jasne, że zdarzyły się karaluszki. Ale w Bahii Fantasia 5* na Teneryfie też, więc taki klimat 🙂 Ale tu na czystość raczej nie można narzekać, personel też stara się wszystko na bieżąco ogarniać. 

Garść skrótowych informacji –

* są komary, więc warto wziąć coś z domu. 

* Apteka bardzo dobrze wyposażona, więc jeśli brakuje miejsca w bagażu, nie ma się co martwić. 

* Można wziąć pianki dla dzieci do pływania, ale woda (styczeń) jest nawet nieco cieplejsza niż u nas w Bałtyku latem. 

* Warto zostawić trochę miejsca na zakupy, na lotnisku ceny niższe niż w hotelu i Port Ghalib, chociaż w porównaniu do asortymentu sprzed roku mniej stoisk (nie było też kryształków mentolowych, więc te warto jednak zakupić na miejscu). 

* Internet działa bardzo dobrze i jeśli ktoś nie planuje wycieczek poza hotel nie ma konieczności dokupienia karty SIM egipskiej

Nasza grupa korzystała z wycieczek:

1. Luxor
2. Quady
3. Statek Nefertari
4. Wyjazd do Wadi el Gemal

Nie byliśmy w najlepszych hotelach w Egipcie (w przyszłości chciałabym do Iberotel Costa Mares lub sieci Jaz). Wybraliśmy Pickalbatrosa bo naprawdę ma dobre opinie. I tu będzie mega subiektywna opinia: gdyby właściciele chcieli zrobiliby z Pickalbatros Port Ghalib super miejsce – położenie koło miasteczka to ogromny plus, czego brakowało w Portofino. Można wyjść na spacer poza hotel, co jest dla nas ważne. Ale sam hotel nie spełni oczekiwań wymagających klientów. Ma potencjał i jest wykorzystywany dla masowej turystyki, może taki jest zamysł, może to wystarczy, by przyciągać (obecnie) tysiące turystów, może ta ilość zdecydująco przeważająca nad jakością jest dla managerów i turystów ok. Mnie już nie przekonała i bardziej zmęczyła niż zrelaksowała. 

Podsumowanie i trochę moich przemyśleń. Egipt był fajną opcją na spędzenie czasu ze znajomymi w środku polskiej zimy. Do tego przystępną cenowo, hotel z dużą ilością atrakcji dla dzieci, fajnym wyborem restauracji, miejscem na spacery i plażą. To, co mi przeszkadzało chyba tak pierwszy raz – i to się negatywnie nie odnosi do hotelu – to zachowanie naszych rodaków. Nie przeszkadzają mi oni na wyjazdach, wręcz przeciwnie fajnie jest porozmawiać a z niektórymi poznanymi na wyjazdach osobami utrzymujemy kontakt do dziś. Ale tu – ludzie! Mówienie a nawet krzyczenie do kelnerów po polsku to standard. Rozumiem, że część kelnerów zna kilka słów po polsku, ale nie zapominajmy, że jesteśmy w obcym kraju. Poza tym wszechobecne przekleństwa i zachowanie „jestem na wakacjach i mi wszystko wolno”. Oczywiście nie wszyscy ale nigdzie, w żadnym hotelu nie było tak mało kulturalnych rodaków. 

Kolejne wakacje na 90% spędzimy w innym miejscu. Zmęczył mnie trochę resort, za dużo wszystkiego, za głośno. Może to już czas odwiedzić wymarzony Ekies All Senses w Grecji? 

Jednak odpowiadając krótko – czy wyjazd był udany, powiedziałabym, że tak. Ale czy wrócimy do tego hotelu? Nie. Chociaż faktem jest, że to dzięki zakwaterowaniu w villi będziemy miło wspominać ten czas. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *